01 grudnia 2008

„Chrześcijański komunizm”


My natomiast, mocni, powinniśmy nosić słabości słabych, a nie myśleć sami o sobie (Rz 15,1).

Niedawno, przy okazji wizyty ad limina biskupów paragwajskich w Rzymie, w wiadomości o tym wydarzeniu w jednej z rozgłośni katolickich, autorka tego materiału, przedstawiając historię kościoła paragwajskiego, przypomniała słynne redukcje jezuickie, czyli osady chrześcijańskie organizowane przez jezuitów w celu uchronienia Indian przed zagładą ze strony kolonizatorów hiszpańskich i portugalskich. Mówiąc o życiu wewnątrz tych wspólnot pani redaktor użyła dość oryginalnego określenia. Otóż powiedziała, że w redukcjach praktykowano … „coś w rodzaju chrześcijańskiego komunizmu”. Określenie to zwróciło moja uwagę, gdyż wielokrotnie spotykam się w Polsce z opinią, że „opcja na rzecz ubogich” praktykowana we wspólnotach chrześcijańskich Ameryki Łacińskiej, „przesiąknięta jest komunizmem”.
Nasze polskie bardzo negatywne doświadczenie z komunizmem, sprawiło, ze jesteśmy szczególnie uwrażliwieni i wyczuleni na wszystko, co w najmniejszym stopniu mogło by nam go przypominać, czy mogłoby do niego nawiązywać. Ale czy ta nadwrażliwość nie ogranicza w pewnym sensie naszej wrażliwości chrześcijańskiej?
Warto sobie chyba uświadomić, że Chrystus i jego Ewangelia istniały o wiele wcześniej niż komunizm. Zanim urodził się Karol Marks, od 19 wieków istniała już Ewangelia. To w nauczaniu Jezusa słyszymy o godności i wartości każdego człowieka. To w ewangelii mamy przypowieść o dobrym Samarytaninie, o robotnikach winnicy opłaconych jednakowo, to święty Paweł w liście do Galatów mówi nam, że nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie (Ga 3,28). To w Dziejach Apostolskich czytamy, że jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich wierzących. Żaden nie nazywał swoim tego, co posiadał, ale wszystko mieli wspólne. Apostołowie z wielką mocą świadczyli o zmartwychwstaniu Pana Jezusa, a wszyscy oni mieli wielką łaskę. Nikt z nich nie cierpiał niedostatku, bo właściciele pól albo domów sprzedawali je i przynosili pieniądze uzyskane ze sprzedaży, i składali je u stóp Apostołów. Każdemu też rozdzielano według potrzeby (Dz 4,32-35). Życie wspólnotowe, troska o najsłabszych, godność ludzka wszystko to są wartości jak najbardziej chrześcijańskie i chrześcijanie mówili o nich i walczyli o nie o wiele wcześniej, niż zaczęli o nich mówić socjaliści czy komuniści. Fakt, ze w pewnym momencie swojej historii Kościół zaniedbał głoszenie tych wartości czy nawet w niektórych swoich postawach je negował i były one eksponowane przez ruchy lewicowe, nie oznacza, że przestały to być wartości jak najbardziej ewangeliczne. Dlatego też bardziej niż o czymś w rodzaju chrześcijańskiego komunizmu należałoby mówić chyba o ruchach lewicowych jako o czymś w rodzaju laickiej ewangelii.
Warto się może zapytać czy aby nie usprawiedliwiamy naszego braku zaangażowania na rzecz ubogich, zaangażowania w budowę sprawiedliwych struktur społecznych tym, że to nie nasza sprawa, lub, że to nam „śmierdzi komuną” – jak to się potocznie mówi.

Papież Jan Paweł II w swojej encyklice Sollicitudo rei socialis uświadamia nam, że sprawiedliwość społeczna i troska o ludzką godność jest zadaniem każdego człowieka, a w sposób szczególny każdego chrześcijanina. W dokumencie tym Papież mówi: Praktykowanie solidarności wewnątrz każdego społeczeństwa posiada wartość wtedy, gdy jego członkowie uznają się wzajemnie za osoby. Ci, którzy posiadają większe znaczenie dysponując większymi zasobami dóbr i usług, winni poczuwać się do odpowiedzialności za słabszych i być gotowi do dzielenia z nimi tego, co posiadają. Słabsi ze swej strony, postępując w tym samym duchu solidarności, nie powinni przyjmować postawy czysto biernej lub niszczącej tkankę społeczną, ale dopominając się o swoje słuszne prawa, winni również dawać swój należny wkład w dobro wspólne. Grupy pośrednie zaś nie powinny egoistycznie popierać własnych interesów, ale szanować interesy drugich. (…) W tym zaangażowaniu przykładem i przewodnikiem winni być synowie Kościoła, wezwani, według słów samego Chrystusa wypowiedzianych w synagodze nazaretańskiej, aby „ubogim nieść dobrą nowinę, więźniom głosić wolność, a niewidomym przejrzenie, aby uciśnionych odsyłać wolnymi, i obwoływać rok łaski od Pana” (por. Łk 4, 18-19). [SRS 39.47]

Święta Bożego Narodzenia stawiają nas na nowo twarzą w twarz z Bogiem, który wszedł w naszą rzeczywistość, nie w bogatym pałacu lecz w zagnojonej stajni, dając nam do zrozumienia, że także tam, lub przede wszystkim tam, jest godność, godność człowieka – syna Bożego. Wiara w tego Boga inspiruje nas i mobilizuje do zaangażowania w budowanie i obronę godności każdego człowieka, a w sposób szczególny tego najsłabszego czy najbardziej pokrzywdzonego. I nie ma to związku z komunizmem lecz z Ewangelią.