01 grudnia 2009

W blasku świateł


Powstań, zajaśniej, bo nadeszła twoja światłość i wzeszła nad tobą chwała Pana! Bo oto ciemność okrywa ziemię i mrok spowija narody, ale nad tobą wschodzi blask Pana i jawi się nad tobą Jego chwała. Narody pójdą do Twojej światłości i królowie do blasku twojej jutrzenki(Iz 60,1-3).

Jeżeli spojrzeć na grudzień przez pryzmat obchodzonych w nim świąt, to można bez przesady powiedzieć, iż miesiąc ten jest swoistym „miesiącem światła”. Choć nasze doświadczenie mówi nam, że jest wręcz odwrotnie, gdyż właśnie w tym miesiącu najmniej światła słonecznego do nas dociera, najbardziej nam go brakuje, to faktem jest, że już w starożytności, na Bliskim Wschodzie i w basenie Morza Śródziemnego właśnie w tym czasie obchodzono wielkie święta światła. W Imperium Rzymskim dwudziestego piątego grudnia świętowano narodziny boga słońca (Sol Invictus). Tego samego dnia w dalekiej Persji odbywały się uroczystości z okazji narodzin Mitry, wszechwiedzącego boga światła, który był utożsamiany z niepokonanym słońcem i z innymi ciałami niebieskimi świecącymi w nocy. Także wyznawcy dwóch wielkich religii biblijnych obchodzą w grudniu swoje święta związane z symboliką światła: Żydzi przez osiem dni obchodzą Chanukę a my, chrześcijanie, dwudziestego piątego grudnia obchodzimy święto Bożego Narodzenia.
Niewątpliwie takie nagromadzenie „świetlistych świąt” w tym czasie wynika z faktu, iż pod koniec grudnia dochodzi do swego rodzaju „zmagania dnia z nocą” – noc zaczyna powoli ustępować światłu, którego z dnia na dzień jest coraz więcej. Kontemplowane oczyma wiary to zjawisko astronomiczne odczytywane jest jako symbol odwiecznego zmagania się dobra ze złem, „mocy światłości z mocami ciemności”.


Światło Bożej mocy
Hebrajskie słowo chanuka oznacza „inaugurację, poświęcenie”. Święto Chanuki zostało ustanowione w II wieku przed Chrystusem, aby upamiętnić zwycięskie powstanie Machabeuszy, oczyszczenie Świątyni w Jerozolimie i ponowne jej poświęcenie Jedynemu Bogu, dwudziestego piątego dnia miesiąca kislew (grudnia) roku 164 przed Chrystusem (1 Mch 4,36-61). Według tradycji przekazanej w Talmudzie, kiedy Machabeusze wyzwolili już i oczyścili Świątynię, nadeszła wielka chwila ponownego zapalenia wiecznego światła. Brakowało jednak specjalnie poświęconej do tego celu oliwy. Znaleziono jedynie jeden zapieczętowany przez arcykapłana dzbanuszek z oliwą, którego zawartość wystarczyłaby zaledwie na jeden dzień. Tymczasem świecznik w Świątyni, napełniony tą oliwą palił się przez osiem dni – dokładnie tyle ile potrzeba było do przygotowania nowej, czystej oliwy. W dalszej części Talmudu znajduje się postanowienie, że święto Chanuki, wspominające to wydarzenie, należy obchodzić poprzez zapalanie specjalnych świateł – pierwszego wieczoru zapala się jedno światełko, drogiego następne i tak dalej, aż do ostatniego wieczoru, kiedy zapala się ich osiem. Światła chanukowe symbolizują wygnanie ciemności przez światłość Boga – uciśnione światło nielicznych zwyciężyło ciemność obcego panowania. Podczas zapalania światełek śpiewany jest hymn oddający sens tego święta:
Zapalamy te światła ze względu na cuda, zwycięstwa i wszechmocne czyny, których Ty dokonałeś dla naszych Ojców przez Twych świętych kapłanów. W ciągu wszystkich ośmiu dni Chanuki światła te są poświęcone i nie wolno nam ich używać, wolno nam tylko na nie patrzeć, aby dziękować Imieniu Twemu za Twe cuda, Twą pomoc i Twe wszechmocne czyny”.
W tym roku żydowskie święto Chanuka obchodzone będzie od dwunastego do dziewiętnastego grudnia.


Światłość prawdziwa
Motyw światła rozpraszającego ciemności wielokrotnie i w różnych formach przewija się w chrześcijańskich obchodach pamiątki narodzenia Zbawiciela. Jezus – Mesjasz, którego gwiazda pojawia się na wschodzie – przedstawiony jest przez starca Symeona jako „światło na oświecenie pogan”, a opisy Jego narodzenia przepełnione są blaskiem niebiańskiej światłości (Łk 2,9). W liturgii tego święta czytane są teksty proroków przedstawiających Mesjasza jako światłość, która przezwycięża mroki grzechu i zniewolenia: „Lud chodzący w ciemności ujrzał wielkie światło, a tym, którzy przebywali w mrocznej krainie śmierci, zajaśniało światło” (Iz 9,1). Jako „światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka” przedstawiony jest Jezus w ewangelii według świętego Jana (J 1,9), a symbolika zmagania się światłości z ciemnością przepełnia całą Czwartą Ewangelię.


Błyski, diody, fajerwerki
Nietrudno chyba zauważyć, że cała ta tradycyjna symbolika światła powoli niestety zanika z naszej codzienności. Nie tylko świece zastępowane są przez diody i żarówki rozświetlane prądem z baterii, ale także nasza liturgia i zwyczaje z nią związane ulegają coraz większej racjonalizacji – zanikające powoli nabożeństwa roratnie są chyba najlepszym tego przykładem – co świadczy o tym, że zmienia się nasze rozumienie życia, rozumienie nas samych. Wychodząc z naturalnego rytmu światła i ciemności, rozpraszając mroki sztucznym blaskiem jupiterów człowiek staje się coraz bardziej samowystarczalny, coraz bardziej pewny siebie. Współczesny człowiek nie oczekuje już światła, jak tęsknie oczekiwał go kiedyś, lecz światłem włada. Włada nim, by leczyć zręcznym cięciem lasera i włada, by zabijać palącym błyskiem atomu. Światło już nie tyle budzi nadzieję, co coraz częściej budzi w nas lęk – lęk przed zniszczeniem, lęk przed zagładą.


W blasku płomyka
Może więc warto w te długie zimowe wieczory przekręcić wyłącznik, wyjąć z uszu słuchawki, zgasić halogen, zapalić świeczkę i razem z psalmistą powoli szeptać: „Pan moim światłem i zbawieniem moim, kogo więc mam się lękać? Pan jest obrońcą mego życia, przed kim więc mam odczuwać trwogę?” (Ps 27,1)