01 lipca 2010

Tropem szalonego siewcy

Z wielkości i piękna stworzeń poznaje się przez podobieństwo ich Stwórcę” (Mdr 13,5).


Żyjemy w społeczeństwie, które w coraz głębszym stopniu ulega procesowi urbanizacji. Objawia się to ni tylko w tym, że z roku na rok nasze miasta stają się coraz większe a wyludnieniu podlegają obszary wiejskie, ale zmienia się także nasza mentalność, sposób, w jaki postrzegamy otaczającą nas rzeczywistość. Wyrazem tego może być żartobliwe stwierdzenie, które nierzadko usłyszeć można wśród mieszkańców wsi, że dzieci wyrastające w miastach są przekonane, iż krowy na wsi dają mleko zapakowane już w plastikowych kartonikach. Warto zauważyć też, na przykład, że prognozy pogody podawane w telewizji przygotowywane są głównie z myślą o ludziach mieszkających w miastach. Niejednego rolnika srodze zirytować może pani meteorolog, zapowiadająca z szerokim uśmiechem „dobrą, słoneczną pogodę”, podczas gdy na jego polach rośliny usychają z braku deszczu. Nie ulega jednak wątpliwości, że słoneczna pogoda zawsze jest dobra dla mieszkańców miast, dla których obszary wiejskie są przestrzenią użyteczną jako miejsce wytchnienia i odpoczynku w blasku słonecznych promieni. Potwierdzają to w sposób ewidentny sznury samochodów wywożących z miast ich mieszkańców, którzy udają się „na wieś” w poszukiwaniu świeżego powietrza, odrobiny zieleni czy wolnej przestrzeni. Te same karawany samochodów wciskają się potem znowu w niedzielne wieczory w miejskie ulice, zapełniając każdy, najmniejszy nawet skrawek wolnej przestrzeni. Człowiek współczesny to niewątpliwie coraz bardziej homo urbanus – człowiek miejski.

Lilie, rosa, księżyc, borsuki...
Warto sobie uświadomić, że ten proces urbanizacji i towarzysząca mu zmiana mentalności mają bardzo znaczący wpływ na naszą relację z Bogiem i naszą religijność. Powszechnie obserwowany proces sekularyzacji – czyli zanikania wymiaru religijnego naszej rzeczywistości – jest tego bezpośrednią konsekwencją. Mechanizm tego zjawiska zauważyć możemy bardzo wyraźnie w odniesieniu do Biblii. Dlaczego ludzie nie czytają Biblii? gdyż po prostu jej rozumieją. I to nie tylko ze względu na przestrzeń czasową, ale głównie ze względu na... język. Księga Biblii powstała wśród ludów pastersko-rolniczych, w czasach gdy kulturą dominującą była kultura agrarna. Stąd też język w niej użyty jest językiem agrarnym obrazy, jakie przewijają się przez stronice Biblii, w przytłaczającej większości są obrazami odwołującymi się do świata przyrody, do zjawisk w nim zachodzących, do życia roślin i zwierząt. Przyjrzyjmy się kilku przykładom:
Ty zdroje kierujesz do strumieni, co pośród gór się sączą: poją one wszelkie zwierzęta polne, tam dzikie osły gaszą swe pragnienie; nad nimi mieszka ptactwo powietrzne, spomiędzy gałęzi głos swój wydaje. Z Twoich komnat nawadniasz góry, aby owocem Twych dzieł nasycić ziemię. Każesz rosnąć trawie dla bydła i roślinom, by człowiekowi służyły, aby z roli dobywał chleb i wino, co rozwesela serce ludzkie, by rozpogadzać twarze oliwą, by serce ludzkie chleb krzepił. Drzewa Pana mają wody do syta, cedry Libanu, które zasadził. Tam ptactwo zakłada gniazda, na cyprysach są domy bocianów. Wysokie góry dla kozic, a skały są kryjówką dla borsuków” (Ps 104,10-18).
Przypatrzcie się liliom na polu, jak rosną: nie pracują ani przędą. A powiadam wam: nawet Salomon w całym swoim przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich” (Mt 6,28-29). „Wieczorem mówicie: Będzie piękna pogoda, bo niebo się czerwieni, rano zaś: Dziś burza, bo niebo się czerwieni i jest zasępione” (Mt 16,2-3).
Kto z nas widział kryjówkę borsuka? Kto w gęstwinie drzew tropi ptasie gniazda? Kto potrafi obserwować znaki na niebie i ich wpływ na pogodę? Kto widział dziko rosnącą piękną lilię polną? W jakim stopniu te wszystkie obrazy są dla nas zrozumiałe, jak dalece są dla nas „czytelne”?

Szalony siewca
Pozwolę sobie przytoczyć pewną wymowną anegdotę z czasów mojej pracy duszpasterskiej w Ekwadorze. Na spotkaniu jednej ze wspólnot podstawowych w parafii Quinsaloma, czytaliśmy przypowieść o siewcy (Mk 4,3-9). Ze względu na fakt, że wielu członków wspólnoty nie potrafiło czytać, było zwyczajem czytanie tekstu cztery, pięć, a nawet sześć razy. Podczas tego spotkania zauważyłem, że jeden z mężczyzn, w miarę kolejnych czytań tekstu coraz bardziej się emocjonował. W końcu nie wytrzymał i powiedział: „Padre, ese sembrador estaba o loco o borracho!” – „Ojcze, ten siewca był albo szalony, albo pijany!” I zaraz dodał: „Ja, jak sieję ziarno, to rzucam je na ziemię, którą uprawiłem, a nie na drogę, po krzakach czy po kamieniach!...”
Dla tego prostego ekwadorskiego wieśniaka tekst ten był bardzo czytelny zrozumiały. Sam pracując na roli, w lot pochwycił przesadę zawartą przez Jezusa w tej przypowieści – odkrył Boga jako „szalonego siewcę”, który szczodrze sieje swoje Słowo nie zważając na podłoże. Podobnie łatwo może zrozumieć tę przypowieść ktoś, kto hoduje kwiaty, pracuje na roli, czy spędza czas na działce, uprawiając kwiaty, warzywa i owoce. Kontakt z przyrodą pozwala zrozumieć język nawiązujący do życia przyrody.

Wakacje z Biblią
W okresie letnim większość z nas udaje się na zasłużone urlopy i wakacje. Przemierzamy góry, zaszywamy się w wiejskiej ciszy, udajemy się nad morze czy nad jeziora, co zamożniejsi doświadczają życia w tropikach. Dla innych jest to okres wytężonej pracy na polach przy zbiorze tego, co wiosną zasiali i zasadzili. Jest to więc dla ogromnej większości z nas czas intensywnego kontaktu z przyrodą – swego rodzaju „powrót do natury”. Warto więc może dopełnić tego przeżycia sięgnięciem do tekstu Biblii, która pomoże nam spojrzeć głębiej – podziwiając piękno przyrody dostrzec Tego, który ją i nas stworzył i podtrzymuje, gdyż... od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty - wiekuista Jego potęga oraz bóstwo - stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła (Rz 1,20). W ten sposób także język Biblii stanie się dla nas bardziej czytelny i zrozumiały i być może będziemy chcieli sięgnąć do niej, gdy wrócimy do naszej plastikowo-asfatowo-betonowej codzienności.