01 września 2011

Oburzeni?

Dopełnijcie mojej radości przez to, że będziecie mieli te same dążenia: samą miłość i wspólnego ducha, pragnąc tylko jednego, a niczego nie pragnąc dla niewłaściwego współzawodnictwa ani dla próżnej chwały, lecz w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie. Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich! To dążenie niech was ożywia; ono też było w Chrystusie Jezusie(Flp 2,2-5).


Nieustanne waśnie i spory pośród naszych polityków – których natężenie wzrasta w miarę przybliżania się daty kolejnych wyborów – sprawiają, że coraz bardziej wzrasta i potęguje się zniesmaczenie i niechęć do polityki. Ciągła rywalizacja i agresja pomiędzy przedstawicielami największych partii politycznych, nagłaśniana – i nierzadko prowokowana – przez media, sprawiają, że polityka coraz częściej postrzegana jest nie jako służba społeczna, lecz jako bezwzględna walka o władzę i płynące z niej korzyści. Potwierdzają to kolejne badania opinii publicznej przeprowadzane przez różne ośrodki badawcze. Z badań tych wynika także, że coraz bardziej spada zainteresowanie polityką, a w sposób szczególny dotyczy to ludzi młodych, których po prostu polityka nie interesuje w ogóle.

Nie z tego świata?
Postępujący proces „alienacji (i polaryzacji) politycznej” naszego społeczeństwa stawia nas nieuchronnie wobec pytania dotyczącego społecznego zaangażowania chrześcijan. W jakim stopniu to, co dzieje się w życiu społecznym i politycznym naszego kraju dotyczy nas, wyznawców Chrystusa? Pytanie to jest o tyle zasadne, gdyż dość powszechna jest także opinia o zbytnim zaangażowaniu politycznym Kościoła, czy raczej niektórych jego ministrów, czyli biskupów i kapłanów. „Kościół powinien ograniczyć się do religii i nie mieszać się w sprawy społeczne” – tak można by streścić postulat, który ma coraz więcej bardziej lub mniej świadomych zwolenników w naszym społeczeństwie. Idealnym tego zobrazowaniem mogłaby być scena, której byłem świadkiem ponad dwadzieścia lat temu, podczas moich studiów teologicznych w Hiszpanii. Po jednym z zamachów bombowych baskijskiej organizacji separatystycznej ETA, które w tamtych czasach były w Hiszpanii niestety dość częste, dziennikarze jednej ze stacji telewizyjnych wyszli z kamerą na ulice i pytali przechodniów o ich opinie w związku z tym zamachem i z roszczeniami baskijskich separatystów w ogóle. W pewnym momencie w zasięgu dziennikarzy i ich kamery znalazły się dwie siostry zakonne. Zapytane o ich opinię na ten temat, zmieszane odpowiedziały: „My się nie wypowiadamy, my nie jesteśmy z tego świata”.

Między tronem a ulicą
W świetle objawienia biblijnego, nie ulega wątpliwości, że świat, w którym żyjemy i środowisko, w którym się obracamy, jest, jak to określa teologia, „miejscem teologicznym”, czyli przestrzenią, w której działa i daje się nam poznać Bóg. Świat jest też miejscem działania człowieka, który został zaproszony przez Boga do współpracy w dziele stworzenia (Rdz 1,26-30). Popularna swego czasu – i nadal jeszcze żywa w niektórych kręgach (czego przykładem mogą być wspomniane wcześniej siostry zakonne z Hiszpanii) – postawa określana jako „fuga mundi”, czyli ucieczka od świata uważanego jako grzeszny i przeciwny Bogu, definitywnie została poniechana przez Sobór Watykański II.
Pewne niejasności czy wątpliwości mogą się budzić w stosunku do sposobu, czy mówiąc ściślej, miejsca działania chrześcijanina w świecie.
Mocna jest, szczególnie w Starym Testamencie, teologia, którą określić możemy jako „teologia tronu”. Wiele tekstów biblijnych uwydatnia rolę monarchów, jako pośredników między Bogiem i ludem i wzywa do posłuszeństwa władzy, jako nadanej przez Boga. Do tego nurtu należałoby włączyć niektóre teksty z Nowego testamentu wzywające do poddania się władzy (Tm 6,1-2; Tt 2,9,10 1 P 2,17-18).
Równie mocna jest jednak, tak w Starym, jak i w Nowym Testamencie, teologia przeciwna monarchii (por. 1 Sm 8,11-18) i każdej władzy niewrażliwej na cierpienie ludu czy też będącej tego cierpienia przyczyną. Przytoczyć by tu można mnóstwo tekstów ze Starego Testamentu, szczególnie tych, których autorami byli prorocy, z natury przeciwni monarchii. Przykładem niech będzie prorok Ezechiel potępiający „pasterzy pasących samych siebie zamiast trzody” (por. Ez 34,1-16). Z tekstów proroków wyłania się też wyraźnie obraz Boga, jako obrońcy uciśnionych. W ten nurt proroczy wpisuje się też działalność i nauczanie naszego Pana Jezusa wzywającego do budowania Królestwa Bożego, przez Niego zainicjowanego. Jego przebywanie pośród ubogich i zmarginalizowanych, do których „należy królestwo niebieskie” i wiele Jego przypowieści uświadamiają nam to, co pięknie ujął błogosławiony Jan Paweł II, że „człowiek jest drogą Kościoła”.

¡Basta ya!
Na przełomie maja i czerwca zrodził się w Hiszpanii spontaniczny ruch młodych ludzi, którzy określają siebie jako „los indignados”, czyli „oburzeni”. Oburzeni tym, że demokracja zamieniła się w „partiokrację”, że kraj jest w kryzysie, że rządzący krajem dbają o interesy wielkich grup ekonomicznych, zamiast troszczyć się szczególnie o los najbiedniejszych, bezrobotnych... To swoje oburzenie manifestują na placach różnych miast Hiszpanii pod hasłem „¡Basta ya!” – „Dosyć już!”. Politykom zaś mówią: „nie reprezentujecie nas” i wzywają do budowania nowych, alternatywnych form organizacji społeczeństwa. Tego typu manifestacje obecne także w Grecji, Francji i innych krajach Europy mogą być postrzegane jako swego rodzaju „znak czasu” stanowiący wyzwanie dla nas chrześcijan, w duchu tego, co powiedział swego czasu błogosławiony Papież Jan Paweł II: „Nowe sytuacje – zarówno w Kościele, jak i w życiu społecznym, ekonomicznym, politycznym i kulturalnym – domagają się dzisiaj ze szczególną siłą zaangażowania świeckich katolików. Bierność, która była zawsze postawą nie do przyjęcia, dziś jeszcze bardziej staje się winą. Nikomu nie godzi się trwać w bezczynności” (Chl 3).