01 stycznia 2013

W sieci Boga


Gdzie ty pójdziesz, tam ja pójdę, gdzie ty zamieszkasz, tam ja zamieszkam, twój naród będzie moim narodem, a twój Bóg będzie moim Bogiem. Gdzie ty umrzesz, tam ja umrę i tam będę pogrzebana. Niech mi Pan to uczyni i tamto dorzuci, jeśli coś innego niż śmierć oddzieli mnie od ciebie!(Rt 1,16-17).


W krótkim czasie, w przeciągu zaledwie kilkunastu lat, przeżyliśmy prawdziwą rewolucję komunikacyjną, która nadal trwa i ciągle otwiera przed nami nowe możliwości. Większość z nas ma mniej lub bardziej „wypasiony” – jak mówią młodzi – telefon komórkowy i nawet moja ponad osiemdziesięcioletnia babcia już się tak nie dziwi, jak może sobie siedząc wygodnie przy stole porozmawiać z wnukiem i widzieć na ekranie tabletu jak prawnuk harcuje sobie gdzieś tam w dalekim Orleanie, który w jednej chwili stał się tak bliski, na wyciągnięcie ręki...
Wszystko to jednak jest możliwe pod jednym warunkiem – telefon musi „mieć zasięg”, musi być w łączności z siecią. Gdy jest poza zasięgiem, gdy traci łączność z siecią, staje się bezużytecznym gadżetem, na którym można sobie pograć, coś poczytać, dopóki nie wyczerpią się jego zasoby, dopóki się nam nie znudzi. Komórka nie jest samowystarczalna, potrzebuje zasięgu. Tylko mając zasięg, będąc w sieci, w łączności z operatorem, a przez niego z całym zasobem sieci, może w pełni funkcjonować, można w pełni korzystać z wszystkich jej możliwości.

W zasięgu Boga
To nasze codzienne doświadczenie komunikacyjne może nam posłużyć jako parabola – porównanie – dla głębszego zrozumienia naszych relacji z innymi i z Bogiem, albo mówiąc lepiej, naszych relacji z innymi w Bogu. Z innymi ludźmi, tymi żyjącymi wokół nas jak i tymi, którzy są dalej, tworzymy sieć relacji. Ale bardzo ważne jest jaka jest to sieć – czy jest to sieć zależności i wykorzystywania, czy jest to sieć obojętnej wymiany informacji i usług, czy też sieć wzajemnego ubogacania i budowania. Trzeba sobie uświadomić w jakim celu i w oparciu o jakie wartości tworzymy nasze relacje z ludźmi. Używając naszego porównania komunikacyjnego możemy powiedzieć, że ważne jest to, w zasięgu jakiego operatora budujemy naszą sieć, w jakiej sieci działamy.
Źródłem tych refleksji była dla mnie ponowna lektura starotestamentalnej księgi Rut. Bardzo oryginalna jest to księga, nazywana językiem współczesnej biblistyki „nowelą dydaktyczną”. Całą jej treść stanowi historia jednej rodziny i jej powikłanych losów. Choć w żadnym momencie nie ma w tej księdze bezpośredniej wzmianki o Bogu, czy Jego interwencji, to wyraźnie odczuwalna jest Jego obecność. Można powiedzieć, że Bóg, choć niewidoczny, działa w ludziach i przez ludzi, których losy są w tej księdze opisane. Są oni... w zasięgu Boga. Cały ten pozytywny i pogodny klimat księgi Rut, dobrzy ludzie w niej opisani, ich działanie pełne troski i dobroci, pozytywne zakończenie i całe przesłanie tej króciutkiej ale jakże pięknej księgi przepełnione są Bożą obecnością, pozwalają nam jej dotknąć i doświadczyć.

Wierność, życzliwość, tradycja i otwartość
Nie zamierzam tutaj streszczać księgi Rut, by zachęcić w ten sposób do jej ponownej (lub pierwszej) lektury. Pragnę jednak uwydatnić i podkreślić pewne elementy, które pomogą nam w głębszym zrozumieniu jej treści i przesłania.
Niezmiernie ważny jest kontekst powstania tej księgi. Choć historia w niej opisana sięga czasu sędziów (przełom XII i XI wieku przed Chrystusem) to sama księga powstała sześć wieków później, w czasach odbudowy Izraela po wygnaniu Babilońskim (była o nich mowa w naszej listopadowej refleksji nad księ Izajasza). Przypuszcza się nawet, że bezpośrednim powodem powstania księgi Rut, był nakaz wydalenia z Izraela kobiet poślubionych w Babilonii wydani przez Ezdrasza (por. Ezd 10,1-17).
Warto zwrócić uwagę na postaci kobiece występujące w księdze Rut i na ich imiona. Noemi, której imię znaczy „moja radość”, po swych bolesnych doświadczeniach (opisanych na początku księgi) karze się nazywać Mara (lub Mari), czyli „moja gorycz” i Rut, czyli „przyjaciółka”. Rut jest Moabitką, czyli cudzoziemką, wyznawczynią innej religii. Jednak powodowana miłością do swej teściowej i wierna więzom rodzinnym przyjętym w małżeństwie, podejmuje decyzję towarzyszenia swej teściowej w jej powrocie do kraju przodków, do ziemi Izraela. Decyzję tę wyraziła w pięknych słowach przysięgi cytowanych we wstępie jako motto.
Booz, którego imię znaczy „w Nim moc” (por. 1 Krl 7,21), to nie tylko dobry człowiek, który dba o biednych, szanuje godność Rut i troszczy się o krewnych lecz także zna i szanuje tradycje ojców i według nich postępuje.

Wzmocnić zasięg
Ponowna lektura księgi Rut na pewno dostarczy nam przeżyć estetycznych – bo to piękna historia i pięknie napisana – lecz niewątpliwie pobudzi nas także do pozytywnej refleksji. Rodzinna historia Rut, Noemi i Booza, historia ich wzajemnych relacji zanurzonych w relacji z Bogiem, może zachęcić nas do spojrzenia na naszą rodzinę i na nasze relacje z bliskimi, z dalszymi i z Bogiem. Tak jak wejście na górkę pozwala nam „chwycić zasięg” komórki, tak lektura księgi Rut pomoże nam na pewno pogłębić zasięg – zasięg w sieci Boga. Tego wszystkim i sobie na ten Nowy Rok życzę!