01 października 2014

W zwierciadle mundialu


Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej zaplanowane na ten rok w Brazylii wywoływały wiele dyskusji, spekulacji, protestów i niepewności. Ale jak to zwykle w Ameryce Łacińskiej bywa, zaczęła się fiesta i ucichły spory. Piękno widowiska i niepowtarzalne emocje przyćmiły to wszystko, o czym się mówiło jeszcze niedawno: niesprawiedliwości społeczne w Brazylii, skandaliczna rozrzutność pieniędzy, arogancja FIFA, niemoralność piłkarskich transferów na tle biedy i głodu na świecie... Wszystko to zostało poza ekranami telewizorów.
Zaryzykowałbym twierdzenie, że tegoroczny mundial jest takim małym zwierciadłem odbijającym rzeczywistość, w której żyjemy; rzeczywistość świata i rzeczywistość Kościoła, bo przecież Kościół nie jest z tego świata wyjęty, gdyż tworzą go ludzie z krwi i kości. Coraz częściej bywa tak, że współczesny człowiek, niezależnie w którym świecie żyje – czy w „pierwszym”, czy w „trzecim”, czy w „czwartym” – nie będąc w stanie przezwyciężyć lub nie chcąc dostrzegać poważnych i coraz bardziej tragicznych problemów tego świata, ucieka od nich w przeżycia emocjonalne, estetyczne, religijne lub różne ich kombinacje. Spojrzyjmy na to z perspektywy religijnej, bo ta jest, czy powinna być, nam najbliższa.
Jedną z licznych zalet mojej nowej pracy jest to, że dość sporo podróżuję. A podróże, jak wiadomo – kształcą, jak mówi nasze przysłowie, czy nawet pomagają w zdobywaniu mądrości, jak zapewnia biblijny mędrzec Jezus Ben Syrach (Sir 34,9-11).
Dwukrotnie w ciągu ostatniego roku miałem okazję odwiedzenia Ameryki Łacińskiej po ponad dziesięciu latach od mego powrotu do Europy. Moja ostatnia podróż ugruntowała wrażenie, które zrodziło się we mnie przed rokiem – Kościół w Ameryce Łacińskiej się zmienia; europeizuje. Tym lepiej rozumiem teraz (i z radością przyjmuję!) wezwania papieża Franciszka, by Kościół, a przede wszystkim biskupi i kapłani, wychodził do ludzi, czy jego stwierdzenie, że woli raczej „Kościół poturbowany, poraniony i brudny, bo wyszedł na ulice, niż Kościół chory z powodu zamknięcia się i wygody z przywiązania do własnego bezpieczeństwa”. Z niepokojem bowiem zauważyłem, że Kościół Ameryki coraz bardziej upodabnia się do Kościoła w Europie swoją rosnącą izolacją od realnych problemów ludzi.
Słuchając w tym kontekście różnych wypowiedzi papieża Franciszka, przychodzą mi na myśl dwie sceny biblijne – scena Przemienienia Pana i scena Wniebowstąpienia.
Będąc razem z Jezusem na górze Przemienienia uczniowie są tak zauroczeni tym, co widzą, że chcą postawić trzy namioty i pozostać tam na zawsze – tak im było błogo, tak wspaniale, tak uroczo... Budzi ich dopiero z tego letargu głos Jezusa zachęcający do powrotu do teraźniejszości, do „realnego świata”. Doświadczenie Przemienienia ma im służyć za punkt odniesienia, za horyzont, do którego mają zmierzać z wiarą, że nie jest on utopią, bo przecież sami go doświadczyli (Mk 9,1-10).
Podobna sytuacja ma miejsce po Wniebowstąpieniu Chrystusa (Dz 1,9-11). Zapatrzonych w niebo uczniów przywołuje do rzeczywistości głos aniołów – przypomina im, że są Galilejczykami i że tamtędy, przez Galileę, prowadzi ich droga do pełnego spotkania z Chrystusem.
Pokusa ucieczki od rzeczywistości, stawiania namiotów w chmurach, wpatrywania się w niebo towarzyszy Kościołowi od samego początku. Ale od samego początku też Bóg, używając różnych głosów, budzi swój Kościół z letargu, przywołując go do rzeczywistości, wzywając do zaangażowania w przemianę tego świata, do urzeczywistniania w nim, a nie poza nim, Królestwa Bożego.
Chrześcijaństwo tym odróżnia się od innych religii, że Bóg objawia się w nim nie jako ten, który koncentruje na sobie, lecz jako „Ten-który-towarzyszy”, który idzie obok, który zachęca do odważnego zaangażowania w swoim dziele stworzenia i zbawienia. Starotestamentalne „Jestem, Który Jestem” powraca w ustach Zmartwychwstałego Chrystusa rozsyłającego swoich uczniów na cały świat: „Ja Jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28,20).

  W duchowości chrześcijańskiej, która ma wyraźny charakter misyjny, bardzo ważne jest unikanie wszelkich elementów, które mogłyby nas usypiać, odwracać naszą uwagę od rzeczywistych problemów świata, w którym żyjemy, czy też, w najgorszym przypadku, prowadziły nas do postrzegania tego świata jako zagrożenia czy wroga.