„Gdzie
ty pójdziesz, tam ja pójdę, gdzie ty zamieszkasz, tam ja
zamieszkam, twój naród będzie moim narodem, a twój Bóg będzie
moim Bogiem. Gdzie ty umrzesz, tam ja umrę i tam będę pogrzebana.
Niech mi Pan to uczyni i tamto dorzuci, jeśli coś innego niż
śmierć oddzieli mnie od ciebie!”
(Rt 1,16-17).
W
krótkim czasie, w przeciągu zaledwie kilkunastu lat, przeżyliśmy
prawdziwą rewolucję komunikacyjną, która nadal trwa i ciągle
otwiera przed nami nowe możliwości.
Większość
z nas ma mniej lub bardziej „wypasiony” – jak mówią młodzi –
telefon komórkowy i nawet moja ponad osiemdziesięcioletnia babcia
już się tak nie dziwi, jak może sobie siedząc wygodnie przy stole
porozmawiać z wnukiem i widzieć na ekranie tabletu jak prawnuk
harcuje sobie gdzieś tam w dalekim Orleanie, który w jednej chwili
stał się tak bliski, na wyciągnięcie ręki...
Wszystko
to jednak jest możliwe pod jednym warunkiem – telefon musi „mieć
zasięg”, musi być
w
łączności
z siecią. Gdy jest poza zasięgiem, gdy traci łączność z
siecią,
staje się bezużytecznym gadżetem, na którym można sobie pograć,
coś poczytać, dopóki nie
wyczerpią się jego zasoby, dopóki
się nam nie znudzi. Komórka nie jest samowystarczalna, potrzebuje
zasięgu. Tylko mając zasięg, będąc w sieci, w łączności z
operatorem, a przez niego z całym zasobem sieci, może w pełni
funkcjonować, można w pełni korzystać z wszystkich jej
możliwości.
W
zasięgu Boga
To nasze
codzienne doświadczenie komunikacyjne może nam posłużyć jako
parabola – porównanie – dla głębszego zrozumienia naszych
relacji z innymi i z Bogiem, albo mówiąc lepiej, naszych relacji z
innymi w Bogu.
Z
innymi ludźmi, tymi żyjącymi wokół nas jak i tymi, którzy są
dalej, tworzymy sieć relacji. Ale bardzo ważne jest jaka jest to
sieć – czy jest to sieć zależności i wykorzystywania, czy jest
to sieć obojętnej wymiany informacji i usług, czy też sieć
wzajemnego ubogacania i
budowania.
Trzeba
sobie uświadomić w jakim celu i w oparciu
o jakie wartości tworzymy nasze relacje z
ludźmi.
Używając naszego porównania komunikacyjnego możemy powiedzieć,
że ważne jest to, w zasięgu jakiego operatora budujemy naszą
sieć, w
jakiej sieci działamy.
Źródłem
tych refleksji była dla mnie ponowna lektura starotestamentalnej
księgi Rut. Bardzo oryginalna jest to księga, nazywana językiem
współczesnej biblistyki „nowelą dydaktyczną”. Całą jej
treść stanowi historia jednej rodziny i jej powikłanych losów.
Choć w żadnym momencie nie ma w
tej księdze
bezpośredniej wzmianki o Bogu, czy Jego interwencji, to wyraźnie
odczuwalna jest Jego obecność. Można powiedzieć, że Bóg, choć
niewidoczny, działa w ludziach i przez ludzi, których losy są w
tej księdze opisane. Są oni... w zasięgu Boga. Cały ten pozytywny
i pogodny klimat księgi Rut, dobrzy ludzie w niej opisani, ich
działanie pełne troski i dobroci, pozytywne zakończenie i całe
przesłanie tej króciutkiej ale jakże pięknej księgi przepełnione
są Bożą obecnością, pozwalają nam jej dotknąć i doświadczyć.
Wierność, życzliwość, tradycja i otwartość
Nie zamierzam tutaj streszczać
księgi Rut, by zachęcić w ten sposób do jej ponownej (lub
pierwszej) lektury. Pragnę
jednak uwydatnić i podkreślić pewne elementy, które pomogą nam w
głębszym zrozumieniu jej treści i przesłania.
Niezmiernie ważny jest kontekst
powstania tej księgi. Choć historia w niej opisana sięga czasu
sędziów (przełom XII i XI wieku przed Chrystusem) to sama księga
powstała sześć wieków później, w czasach odbudowy Izraela po
wygnaniu Babilońskim (była o nich mowa w naszej listopadowej
refleksji nad
księgą
Izajasza). Przypuszcza się nawet, że bezpośrednim powodem
powstania księgi Rut, był nakaz wydalenia z Izraela kobiet
poślubionych w Babilonii wydani przez Ezdrasza (por. Ezd
10,1-17).
Warto zwrócić uwagę na postaci
kobiece występujące w księdze Rut i na ich imiona. Noemi,
której imię znaczy
„moja radość”, po swych bolesnych doświadczeniach (opisanych
na początku księgi) karze się nazywać Mara
(lub Mari),
czyli „moja gorycz” i Rut,
czyli „przyjaciółka”. Rut jest Moabitką, czyli cudzoziemką,
wyznawczynią innej religii. Jednak powodowana miłością do swej
teściowej i wierna więzom rodzinnym przyjętym w małżeństwie,
podejmuje decyzję towarzyszenia swej teściowej w jej powrocie do
kraju przodków, do ziemi Izraela. Decyzję tę wyraziła w pięknych
słowach przysięgi cytowanych we wstępie jako motto.
Booz, którego imię znaczy „w Nim moc” (por. 1 Krl 7,21),
to nie tylko dobry człowiek, który dba o biednych, szanuje godność
Rut i troszczy się o
krewnych lecz także zna i szanuje tradycje ojców i według nich
postępuje.
Wzmocnić
zasięg
Ponowna lektura księgi Rut na
pewno dostarczy nam przeżyć estetycznych – bo to piękna historia
i pięknie napisana – lecz niewątpliwie pobudzi nas także do
pozytywnej refleksji. Rodzinna historia Rut, Noemi i Booza, historia
ich wzajemnych relacji zanurzonych w relacji z Bogiem, może zachęcić
nas do spojrzenia na naszą rodzinę i na nasze relacje z bliskimi, z
dalszymi i z Bogiem. Tak jak wejście na górkę pozwala nam „chwycić
zasięg” komórki, tak lektura księgi Rut pomoże nam na pewno
pogłębić zasięg – zasięg w sieci Boga. Tego wszystkim i sobie
na ten Nowy Rok życzę!