„Czy nie wiecie, że my wszyscy, którzy zostaliśmy zanurzeni w Chrystusa Jezusa,
zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć? Zostaliśmy więc pogrzebani z Nim przez
zanurzenie w śmierć, abyśmy tak, jak Chrystus został wskrzeszony z martwych
dzięki chwale Ojca, i my prowadzili nowe życie” (Rz 6,3-4).
W pierwszą niedzielę Adwentu zainicjowaliśmy w
Polsce w nowy program duszpasterski, który ma nas przygotować do obchodzenia w
2016 roku 1050. rocznicy chrztu Polski. Przeżywając ten rok pod hasłem „Wierzę
w Syna Bożego”, warto może przyjrzeć się bliżej znaczeniu chrztu Jezusa, który
w tym miesiącu świętujemy, by zrozumieć głębiej znaczenie naszego chrztu.
Jezus jest Synem Bożym
Ewangelista św Marek, przed opisem chrztu Jezusa
przedstawia działalność Jana Chrzciciela, który ukazany jest jako ten, w którym
wypełniają się zapowiedzi proroków (Mal 3,1; Iz 40,3), jako posłaniec
zapowiadający nadejście Mesjasza, jako ten, który przygotuje mu drogę.
Niektórzy współcześni Janowi dostrzegali w nim
oczekiwanego Mesjasza. On sam jednak stanowczo temu zaprzeczał. Określa się nie
jako Mesjasz, lecz jako prorok, który zapowiada nadejście Mesjasza. Swoim
ubiorem i stylem życia – „Jan nosił okrycie z sierści
wielbłądziej i pas skórzany wokół bioder. Żywił się szarańczą i miodem leśnym” –
Jan nawiązywał do swego wielkiego
prekursora – proroka Eliasza (por. 2
Krl 1,8).
Prawdziwy Mesjasz zapowiedziany jest przez Jana
jako „ten, który nadchodzi”, jako „potężniejszy”.
Jan, mówiąc o sobie jako o kimś mniejszym od prawdziwego Mesjasza, używa obrazu
biblijnego, niezbyt dzisiaj czytelnego. Otóż mówi, że jest niegodny „schylić się i rozwiązać rzemyk Jego
sandałów”. Jan nawiązuje nie tyle do czynności wykonywanych przez
niewolników, co do pewnego starego
zwyczaju opisanego w Księdze Rut – prawa
lewiratu (Pwt 25,5-6). Według tego prawa, jeżeli jakiś mężczyzna umierał
nie pozostawiając po sobie potomstwa, najbliższy jego krewny zobowiązany był
poślubić wdowę po nim, by zapewnić jej potomka, który odziedziczy ziemię
zmarłego. Jak czytamy w księdze Rut (4,1-9), jeżeli ktoś zrzekał się tego
prawa, zdejmował sandał i przekazywał go temu, na kogo przenosił swój obowiązek
krewnego.
Izrael wielokrotnie przedstawiany jest w Biblii
jako wdowa, oblubienica oczekująca swego oblubieńca, którym jest sam Bóg (por.
Iz 54,1-10, Oz 2). Jan Chrzciciel, daje do zrozumienia, że nie on jest tym
oblubieńcem, nie jest on Mesjaszem, nie on jest tym, który poślubi Izraela
wypełniając odwieczne proroctwa. Tym bardziej nie zamierza on przywłaszczyć
sobie tego prawa – „pozbawić sandała” tego, który jest prawomocnym oblubieńcem – Mesjasza, którego
Jan jest tylko prekursorem. Sam Jezus powie o sobie później, że On właśnie jest
„panem młodym” w tych zaślubinach Boga z Izraelem (por. Mk 2,19). To, że Jezus
jest prawdziwym Mesjaszem, Synem Bożym, potwierdzone zostaje podczas Jego
chrztu w wodach Jordanu, w znakach temu wydarzeniu towarzyszących.
Mówi ewangelista Marek, że Jezus wychodząc z wody
ujrzał „rozdarte niebiosa” –
ujrzał „dziurę w niebie”, która była oznaką tego, że oto zniesiony został
podział pomiędzy tym co boskie i tym co ludzkie; nastawał czas bezpośredniej
komunikacji Boga z człowiekiem. Dokonywało się to w Jezusie – człowieku będącym
Synem Boga, namaszczonym Jego mocą, wypełnionym Jego Duchem, który spoczął na
nim jak gołębica, rozpoznając w Nim swoje naturalne siedlisko. Słowa
rozlegające się z nieba – Ty jesteś moim
umiłowanym Synem, w Tobie mam upodobanie – są bezpośrednim cytatem z psalmu
(2,7-9) – „Tyś Synem moim, ja cię dziś
zrodziłem…” – i z Pieśni o Słudze Pana z księgi Izajasza (42,1) – „Oto mój sługa, którego podtrzymuję, wybrany
mój, w którym mam upodobanie” – to swego rodzaju „formuła usynowienia”
Jezusa przez Boga. Bóg rozpoznaje i uznaje w Jezusie swego Syna, jedynego,
swego umiłowanego Sługę, który zrealizuje Boży plan zbawienia. Odniesienie do
Pieśni o cierpiącym Słudze Pana przypomina nam już teraz, na początku
działalności Mesjańskiej Jezusa, że ta działalność nosi na sobie piętno
cierpienia – piętno krzyża.
Jesteśmy dziećmi Bożymi
Święty
Paweł, w tekście cytowanym na wstępie, uświadamia nam, że podobnie jak chrzest
Jezusa, tak i nasz chrzest: jednoczy nas z Bogiem, czyni nas dziećmi Bożymi i
daje nam udział w Bożym dziele Zbawienia – czyni nas już teraz uczestnikami
Królestwa Bożego.
Chrzest, który, niestety,
coraz częściej dla wielu z nas jest mało znaczącym rytuałem, czy wręcz tylko
„wydarzeniem towarzyskim”, ma głębokie znaczenie dla naszej tożsamości. Poprzez
ten sakrament, który jednoczy nas z Bogiem, jesteśmy włączeni w życie Boga,
jesteśmy włączeni w życie Trójcy Świętej.
Niestety nie zawsze znajduje to
odzwierciedlenie w naszym życiu i w naszej religijności. Większość chrześcijan,
zamiast żyć nowym życiem, zamiast dzielić się z innymi radością nowego i pełnego życia w Bogu,
ciągle jeszcze, z lekiem i trwogą, „zarabia sobie” na życie wieczne. Cały ich
wysiłek skierowany jest nie tyle na rozszerzanie Królestwa Bożego, co na
„zarabianie sobie” na własne zbawienie, jakby ono się jeszcze nie dokonało, lub
dokonało w sposób niekompletny.
Warto może, byśmy przy
okazji święta Chrztu Jezusa odnowili w sobie zbawczą moc i ożywczą radość
przyjętego przez nas w dzieciństwie chrztu. Warto uświadomić sobie na nowo, że
przez przyjęty przez nas chrzest, staliśmy się dziećmi Bożymi, żyjemy już w
nowej rzeczywistości, żyjemy owocami zbawczej śmierci i zmartwychwstania
Chrystusa.
Pomyślmy, jakże inaczej
wyglądałyby nasze wspólnoty, i o ile aktywniejsze byłoby nasze zaangażowanie w
budowanie Królestwa Bożego, w przemianę świata w którym żyjemy, gdybyśmy
odkryli w pełni zbawczą moc przyjętego przez nas chrztu i żyli nią na co dzień.